PRZEDMOWA
Współpraca między krajami tworzona jest poprzez zabiegi dyplomatyczne. Nie ma jednak silniejszych i trwalszych więzi pomiędzy narodami, jak te nawiązane bezpośrednio przez ich obywateli. Pięknym przykładem bezinteresownej pomocy potrzebującym w okresie wojny było przyjęcie przez Indie około 6000 tysięcy polskich uchodźców – tułaczy, niedawnych ofiar represji sowieckich. Umieszczeni w specjalnie wybudowanych dla nich osiedlach polskie kobiety z dziećmi, sieroty, osoby starsze przebywały na przyjaznej ziemi indyjskiej w latach 1942-1948, by ostatecznie powrócić do Polski – choć nowej, komunistycznej lub by rozsypać się po świecie. Po latach wracają oni stale do Indii – miejsca, które na zawsze zagościło w ich sercach. Są nieformalnymi ambasadorami Indii tam, gdzie zaniosło ich życie. W świecie, gdzie nadal miliony uchodźców potrzebują pomocy, pamięć o wydarzeniach, jakie miały miejsce przed laty w Indiach nie traci na swej aktualności. Niech te więzi między narodem polskim i indyjskim są nadal pielęgnowane i trwają na zawsze.
WPROWADZENIE
Wrzesień 1939 roku stanowił dla setek tysięcy Polaków koniec dobrze znanego im świata. Inwazja niemiecka w dniu 1 IX 1939 r. na tereny Polski, a następnie podstępne wkroczenie Sowietów niecałe trzy tygodnie później (17 IX 1939 r.) od wschodu stanowiły zaledwie preludium do największej w historii peregrynacji obywateli polskich po wszystkich bez mała zakątkach globu. W przeciągu niespełna dwóch miesięcy państwo polskie praktycznie przestało istnieć, podzielone pomiędzy dwóch najeźdźców – Rzeszę Niemiecką oraz ZSRR. Polaków pozostających w sowieckiej strefie okupacyjnej czekał dramat, jakiego nie potrafili przewidzieć. Od września 1939 r. rozpoczęły się aresztowania wielu obywateli polskich, którzy skazani jako „wrogowie ludu”, po wielomiesięcznych więzieniach trafiali do ciężkich obozów pracy w ZSRR zwanych łagrami. Ponad 21 tysięcy polskich oficerów i funkcjonariuszy innych służb mundurowych zostało uwięzionych przez Sowietów, a następnie potajemnie wymordowanych w 1940 r. w Zbrodni zwanej Katyńską.
Zimą tego samego roku rozpoczęły się ponadto masowe deportacje przez Sowietów całych rodzin polskich na odległe tereny ZSRR. W czterech wielkich falach deportacyjnych w latach 1940-41 siłą, jedynie za fakt bycia obywatelami polskimi, bez wyroków wysiedlono nieznaną do dziś liczbę ludności – waha się ona od 500 tysięcy do około miliona trzystu tysięcy Polaków. Wysyłani w nieogrzewanych, towarowych wagonach w najodleglejsze zakątki ZSRR m.in.: do Archangielska, Kazachstanu, w bezkresy Syberii, tysiącami odchodzili z tego świata. Tych, którzy przeżyli, czekała nędzna wegetacja, codzienny głód, katorżnicza praca i choroby – w ten sposób przeżyli ponad półtora roku. Dopiero inwazja Niemiec na ZSRR w czerwcu 1941 r. przyniosła nadzieję tułaczom. Na mocy paktu Sikorski – Majski, a więc umowy Polski z ZSRR, Stalin zgodził się na tworzenie w Związku Radzieckim armii polskiej, a co za tym idzie – „amnestii” dla deportowanych. Do ośrodków zbornych położonych na Powołżu ruszyły tysiące Polaków, rozsianych po całym, ogromnym obszarze ZSRR – mężczyzn, gotowych chwycić za broń, ale także starców, kobiet i dzieci.
Szczególny, na tle losów pozostałych zesłańców i niedawnych więźniów, był los polskich dzieci. Przy Armii Polskiej, w tworzonych przez polskie władze sierocińcach znalazło schronienie tysiące rodzin zmobilizowanych mężczyzn, a także polskie sieroty, lgnące do tworzącej się Armii i odnajdowane w różnych zakątkach ZSRR. Wszystkim przyświecała nadzieja rychłego wydostania się ze Związku Radzieckiego. Taki był również cel głównodowodzącego Armią Polską – gen. Władysława Andersa, który po licznych kłopotach i problemach stwarzanych przez stronę radziecką, uzyskał w końcu zgodę Stalina na wyprowadzenie wciąż tworzącej się armii na kontrolowane przez Brytyjczyków tereny Bliskiego Wschodu. W dwóch falach ewakuacyjnych wiodących przez Morze Kaspijskie, w marcu i sierpniu 1942 r. a także w trakcie dodatkowej, lądowej ewakuacji, terytorium ZSRR opuściło blisko 120.000 obywateli polskich, w tym ponad 38.000 uchodźców cywilnych. Pozostałą część stanowili niedawni tułacze, więźniowie łagrów i zesłańcy, tworzący od niedawna Armię Polską. Wszyscy oni znaleźli początkowo schronienie w Iranie.
Warto zatrzymać się w tym miejscu i zaznaczyć, że mimo iż generał Anders robił co mógł, by wraz z wojskiem ewakuowano jak najwięcej cywili (np. przyjmując do junaków dzieci poniżej określonego wieku kadeckiego), nie był on w stanie pomóc wszystkim rodakom. Ogólna sytuacja polskich cywili w sowieckim imperium przedstawiała się po „amnestii” wciąż dramatycznie. Wielu z nich miało zakończyć zesłanie w Związku Radzieckim i powrócić do Polski dopiero w 1946 r. Wielu zmarło na „nieludzkiej ziemi” i pozostali tam na zawsze. Ci, którym udało się opuścić ZSRR, rozpoczynali na plaży w perskim Pahlevi swoje drugie życie.
Uchodźcy cywilni, z których ponad połowę stanowiły dzieci i młodzież, rozmieszczeni zostali w szeregu specjalnych przejściowych ośrodków uchodźczych w Iranie (Teheran, Isfahan, Ahwaz), co dało im możliwość – częściowej przynajmniej – regeneracji, zarówno fizycznej, jak i psychicznej po doświadczeniu Sybiru. Najważniejszym zadaniem było zapewnienie im opieki zdrowotnej, zakwaterowania i wyżywienia. Podjęto też działania mające na celu organizację tymczasowego systemu nauczania i tworzenia polskiego harcerstwa. Czekała ich jednak dalsza tułaczka – droga do krajów, które (podobnie, jak okupowany jednocześnie przez Brytyjczyków i Sowietów Iran), otworzyły przed nimi swoje granice, oferując bezpieczne schronienie w czasie trwającej wojny. Były to kolonie brytyjskie we wschodniej Afryce, Indie, Nowa Zelandia, Liban, Meksyk.
W Indiach uchodźcy polscy, ewakuowani z ZSRR, rozlokowywani byli w kilku obozach lub ośrodkach, położonych w różnych lokalizacjach. Były to przede wszystkim : dwa przejściowe obozy tranzytowe w bezpośredniej bliskości Karaczi – Country Club i Malir; jedyne stałe i zarazem największe polskie osiedle dla uchodźców w Valivade (obok miasta Kolhapur), ośrodek kuracyjny w Panchgani oraz przeznaczone dla młodzieży konwenty – w Karaczi, Mount Abu, Panchgani i Bombaju. Osobny punkt na mapie stanowiło osiedle dla osieroconych polskich dzieci w Balachadi. Obozy uchodźców polskich w Indiach organizowała polska Delegatura Ministerstwa Pracy i Opieki Społecznej polskiego rządu na uchodźstwie w Londynie pod kierownictwem Wiktora Styburskiego oraz Kira Banasińska, delegat Polskiego Czerwonego Krzyża na Indie.
Indie, same znajdujące się w latach czterdziestych na drodze do własnej niezależności, wstrząsane były rozmaitymi konfliktami interesów, idei i koncepcji politycznych, stąd też prośba rządu polskiego o udzielenie schronienia uchodźcom, wychodzącym z ZSRR, początkowo nie wzbudziła entuzjazmu rządu w Delhi, który poza wyrażeniem na początku roku 1942 woli przyjęcia 500 polskich dzieci – tułaczy, przez dłuższy czas opierał się przyjęciu większej liczby uchodźców. Nawet ta liczba jednak, mimo iż stanowiła kroplę w morzu polskich potrzeb, dawała nadzieję uratowania sierot – pojawił się jednak problem z ich zakwaterowaniem. Ze strony rządu indyjskiego sugerowano umieszczenie dzieci w internatach oraz konwentach rozmaitych instytucji chrześcijańskich. Sugerowano również umieszczenie ich w zamożniejszych rodzinach Indusów, którzy zgodziliby się wziąć najmłodszych pod swoją opiekę. Ostatecznie jednak z pomocą przyszedł maharadża, władający księstwem Nawangaru – Jam Saheb Digvijaysinhji. Wykształcony i wrażliwy, podczas swoich podróży po Europie poznał swego czasu rodzinę Paderewskich, zafascynowała go też polska kultura. Digvijaysinhji zadeklarował chęć przyjęcia pięciuset, a następnie tysiąca polskich sierot i półsierot. Droga do Indii stanęła otworem.
„DOBRY MAHARADŻA” – OSIEDLE W BALACHADI
Indyjscy monarchowie, zwani książętami, od 1920 roku zrzeszali się w organizacji zwanej Chamber of Princes (Izba Książąt), na czele której zasiadał rotacyjnie jeden z lokalnych monarchów. W 1938 roku funkcję tę przejął młody, 42-letni maharadża Digvijaysinhji, władca niewielkiego, położonego na zachodzie Indii księstwa Nawangaru (obecnie wchodzący w skład stanu Gudżarat), sprawny polityk i zarządca, a do tego – od swojego spotkania w latach dwudziestych z Ignacym Paderewskim – wielki przyjaciel polskiej kultury i Polaków. To właśnie jego decyzja o przyjęciu polskich sierot pod swoją opiekę otworzyła rzeszom polskich uchodźców drogę do nowego domu w egzotycznych dla nich Indiach
Warto wspomnieć, iż indyjscy książęta cieszyli się na swoich terytoriach sporą autonomią, pobierając własne podatki i prowadząc swój niezależny od władz centralnych skarbiec – maharadża mógł zatem bez pytania kogokolwiek o zgodę przyjąć i zaopiekować się taką ilością uchodźców, jaką tylko chciał. Monarcha zdecydował się wybudować dla polskich sierot osiedle na około 1000 dzieci przy swej letniej rezydencji w Balachadi, a także udostępnić część jej pomieszczeń dla swych nowych podopiecznych. Koszty utrzymania osiedla pokrywał z własnych środków Rząd Polski na Uchodźstwie.
Kolejnym gestem monarchy wobec dawnych zesłańców było utworzenie Funduszu na rzecz Dzieci Polskich (Polish Children Fund). Jako prezes Izby Książąt, Digvijaysinhji swymi negocjacjami (lecz przede wszystkim własnym przykładem) przekonał wielu innych, lokalnych monarchów i indyjskich wielmożów do przekazywania środków niezbędnych do utrzymania osiedli polskich dzieci – uchodźców w Indiach. Darczyńców udało się zgromadzić ponad osiemdziesięciu.
Miejscem pobytu polskich dzieci w Nawangarze stała się leżąca koło Jamnagaru (stolicy księstwa) wieś Balachadi. Monarcha, uzasadniając swoją decyzję o podjęciu się opieki nad setkami sierot, miał powiedzieć tak : „Głęboko wzruszony, przejęty cierpieniami polskiego narodu, a szczególnie losem tych, których dzieciństwo i młodość upływa w tragicznych warunkach najokropniejszej z wojen, pragnąłem w jakiś sposób przyczynić się do polepszenia ich losu. Zaofiarowałem im więc gościnę na ziemiach położonych z dala od zawieruchy wojennej. Może tam (…) dzieci te będą mogły powrócić do zdrowia, może tam uda im się zapomnieć o wszystkim co przeszły i nabrać sił do przyszłej pracy jako obywatele wolnego kraju”. W istocie, jak wynika z relacji dzieci, które mieszkały w osiedlu w Balachadi, Jam Saheb Digvijaysinhji stał się dla nich kimś w rodzaju przybranego ojca, opiekuna, na którego zawsze mogli liczyć.
Dzieci należało jednak do ich nowego, indyjskiego domu przetransportować. Najpierw zaś – rozproszone, wycieńczone, schorowane, nierzadko samotne po utracie (np. wcześniejszym uwięzieniu rodziców lub ich zgonie, co skutkowało zazwyczaj trafieniem do sowieckich domów dziecka), albo po zagubieniu się rodziców już po „amnestii” i po opuszczeniu miejsca zesłania rodziny – zebrać na terenie Związku Sowieckiego. Największe zasługi na tym polu wykazywali pracownicy Ambasady RP w Kujbyszewie – delegaci placówki – oraz współpracujący w tym dziele ochotnicy. Włożyli oni wielki wysiłek w odnajdywanie polskich sierot i półsierot – poza zebranymi w polskich sierocińcach, ustanowionych po „amnestii” – wegetujących w strasznych warunkach w sierocińcach sowieckich (dietdomach), czy wprost na ulicach większych i mniejszych miast (jako tzw. bezprizorni – bezdomni) i w gromadzenie ich w ośrodkach w Azji Środkowej, zwłaszcza w Aszchabadzie przy granicy z Iranem, mieście, które niebawem miało stać się głównym punktem zbornym dla najmłodszych Polaków. Zebrane w sierocińcu polskie dzieci zostały następnie dzięki pracownikom Konsulatu RP w Bombaju przetransportowane w kilku grupach drogą lądową, ciężarówkami przez Iran, wokół Afganistanu do Indii, by następnie w różnych okresach 1942 r. trafić do nowowybudowanego osiedla w Balachadi.
Osiedle przeznaczone dla dzieci polskich w Balachadi było pierwszym stałym, dużym ośrodkiem wybudowanym specjalnie dla sierot ewakuowanych ze Związku Sowieckiego. Projekt osiedla złożono w kwietniu 1942 r., zaś jego realizacji dokonano w błyskawicznym tempie : pierwszy transport dzieci zasiedlił bloki mieszkalne w połowie lipca 1942 roku (poza najmłodszymi uchodźcami docierającymi do Balachadi trzema transportami samochodowymi bombajskiego PCK wysłanymi po nich na terytorium ZSRS, osiedle zamieszkały z czasem również dzieci przybywające tam później, mniejszymi grupami). Z założenia granice wiekowe przebywających w Balachadi uchodźców mieściły się w przedziale od 2 do 15 lat (dorastające i przekraczające ten wiek przenoszono do osiedla w Valivade). Osoby dorosłe mogły w nim przebywać, o ile pełniły określone funkcje opiekuńczo-wychowawcze na rzecz dzieci.
Osiedle składało się z kilkudziesięciu murowanych z kamienia budynków o charakterze podłużnych baraków przykrytych ceramiczną dachówką, bez podłóg i sufitów. Blok mieszkalny mógł pomieścić około 30 dzieci. Bloki przeznaczone dla dorosłych podzielone zostały na małe, pojedyncze mieszkania. Na terenie osiedla istniały również budynki użyteczności ogólnej: szkoła, szpital, kaplica, kancelaria, kuchnia, jadalnie, świetlice, magazyny, pracownie rzemieślnicze oraz pomieszczenia dla hinduskiej obsługi. Wkrótce po przybyciu kolejnego transportu dzieci, jesienią 1942 r., osiedle doposażono we wszystkie instalacje i struktury, pozwalające na regularne funkcjonowanie : działała szkoła i przedszkole, szpital, kuchnia, pralnia. Kierownictwo osiedla, pełniąc funkcję komendanta przez cały okres jego istnienia, sprawował kapelan wojskowy ks. Franciszek Pluta. Niezależnie od oficjalnych struktur organizacyjnych, kierowanych przez Polaków, dominującą rolę w funkcjonowaniu osiedla, przez cały okres jego istnienia, odgrywał jego protektor i założyciel, maharadża Digvijaysinhji, znany polskim dzieciom, nie potrafiącym wymówić jego nazwiska po prostu jako Jam Saheb.
Osiedle prowadziło ożywioną działalność kulturalno-oświatową, sportową. Powołano też struktury harcerskie. Młodzież zagospodarowała zielenią tereny usytuowane pomiędzy poszczególnymi blokami, nadając okolicy charakter polskiego miasteczka, w którym codziennie rano wciągana była na maszt narodowa flaga. W osiedlu połowę personelu obsługującego dzieci stanowiki miejscowi Indusi. Mimo trudnego klimatu oraz niełatwych warunków życia, w pamięci prawie wszystkich wychowanków Balachadi zachowało się jako miejsce niezwykle przyjazne – również na skutek życzliwości okazywanej przez lokalną ludność. Oficjalne zamknięcie osiedla w Balachadi nastąpiło pod koniec listopada 1946 roku. Dzieci przebywające tam do tej pory zostały przeniesione do osiedla w Valivade – największego ośrodka dla Polaków w Indiach.
Mimo upływu lat, Polska nie zapomniała o swoim dobroczyńcy. Jam Saheb Digvijaysinhji, pytany o to, co chciałby otrzymać w zamian za swój wkład w ratowanie polskich dzieci, śmiał się tylko, machał ręką i mówił : Nazwijcie kiedyś moim nazwiskiem jakąś ulicę w Warszawie … Ulicy w Warszawie maharadża nie otrzymał, jednak jego nazwiskiem nazwano piękny skwer na warszawskiej Ochocie, tuż obok słynnej ulicy Opaczewskiej, upamiętnionej wierszem, gdy broniła w 1939 roku dostępu do Warszawy. Wzdłuż Opaczewskiej, od ulicy Grójeckiej (gdzie w 1939 roku stała barykada) aż po Park Szczęśliwicki (utworzony w latach czterdziestych z gruzów zwożonych z całej zrujnowanej stolicy), rozciąga się Skwer Dobrego Maharadży – Jam Saheba Digvijaysinhji z pomnikiem poświęconym Jego pamięci. Jego imieniem nazwano również jedną z warszawskich szkół średnich : tak, jak to wymawiały w latach czterdziestych polskie dzieci : szkoła imienia Jam Saheba.
23 grudnia 2011 roku, Prezydent RP Bronisław Komorowski nadał pośmiertnie Maharadży Digvijaysinhji Krzyż Komandorski Orderu Zasługi Rzeczypospolitej Polskiej, a dzieci z osiedla w Balachadi stale go wspominają i w to miejsce powracają. Ufundowały one tablicę-pomnik na terenie dawnego osiedla w podziękowaniu za okazaną pomoc i gościnność. W 2012 r. o ich historii opowiedział pierwszy film dokumentalny w koprodukcji polsko-indyjskiej „Mała Polska w Indiach”.
OPOWIEŚĆ O VALIVADE – KOLHAPUR
Pomoc, okazana przez maharadżę Digvijaysinhji, jakkolwiek znacząca (początkowa liczba pięciuset dzieci wzrosła z czasem do około tysiąca), była dalece niewystarczająca. Kolejne tysiące Polaków ewakuowanych tym razem drogą morską wraz z Armią Polską do Iranu czekały na zapewnienie bezpiecznego schronienia. Wobec próśb władz polskich, Indie podjęły ostatecznie decyzję o przyjęciu ok. 10 tysięcy uchodźców na swoim terytorium. W roku 1943 rozpoczęto budowę nowego, największego, bo przeznaczonego dla 5 tysięcy osób, obozu dla polskich uchodźców. Szukano terenu o dogodniejszym, niż położone na malarycznym terytorium Balachadi, klimacie. Ostatecznie wybór padł na położone o ok. 500 km na południe od Bombaju Valivade – wówczas przedmieścia, dzisiaj część miasta Kolhapur w stanie Maharasztra. Budowa osiedla ruszyła w końcu marca 1943 roku.
Sięgające swoją historią czasów średniowiecznych, wspominane w mitologii Hindu jako miasto założone przez Demona Kolhasur miasto stanowiło w latach czterdziestych XX w. niewielki ośrodek przemysłowy, oparty głównie na przemyśle włókienniczym. Od XIX wieku znajdowało się pod jurysdykcją brytyjską przy zachowaniu jednak władzy lokalnego maharadży. Ponieważ jednak w roku 1943 ówczesny maharadża Kolhapuru był nieletni, faktyczną władzę sprawował tam brytyjski regent. Zatem decyzję o umieszczeniu w Valivade uchodźców polskich należy przypisywać władzom brytyjskim przy zgodzie rządu w Delhi. Tak czy inaczej, to właśnie Valivade stać się miało największym osiedlem polskim w Indiach, dużym polskim miasteczkiem, w którym spora ilość miejscowej ludności znalazła zatrudnienie i gdzie stosunki między obu społecznościami były bardzo serdeczne. Przeznaczone dla pięciu tysięcy uchodźców (w większości matek z dziećmi) znajdowało się na wysokości 700 m. n.p.m., w związku z czym klimat był tu o wiele chłodniejszy i o wiele bardziej przyjazny.
Osiedle w Valivade, zlokalizowane na wyżynie Dekan, stanowiło namiastkę małego, polskiego miasteczka. Posiadało własną, niezależną administrację ze starostą na czele. W miasteczku był kościół, świetlice, pięć szkół powszechnych, gimnazjum ogólnokształcące i kupieckie, liceum humanistyczne i pedagogiczne, poczta, teatr, kino, warsztaty rzemieślnicze, spółdzielnia Zgoda. Centrum „miasta” stanowił rynek, gdzie mieszkańcy mogli zaopatrywać się w niezbędne im produkty, których ceny ustalone były odgórnie, aby zapobiec spekulacji. Na peryferiach obozu rozłożyły się sklepiki i stragany hinduskie.
Osiedle w Valivade składało się z pięciu dzielnic. Każda matka z dzieckiem otrzymała do dyspozycji dwuizbowy bungalow, wyposażony w kuchnię, werandę, a także łazienkę. Bloki mieszkalne podzielone były na 10 samodzielnych mieszkań, bez sufitu ani podłogi, składających się z 2 pomieszczeń i kuchenki. Ściany plecione były z mat bambusowych, dachy kryte czerwoną dachówką. Wodę trzeba było nosić w wiadrach z wodociągów. Mieszkania wyposażone były w łóżka z moskitierami i solidny stół. W kuchenkach z żelaznym piecykiem paliło się węglem drzewnym. Na zewnątrz baraków znajdowały się werandy oplecione powojami dającymi cień, ozdobione również różnorodnymi krzewami. Każda rodzina co miesiąc otrzymywała na swe utrzymanie wynagrodzenie od władz polskich.
Ważnym elementem w kształtowaniu i hartowaniu młodzieży było harcerstwo : obozy na skraju dżungli, kursy, wycieczki, zdobywanie sprawności. Młodzież zyskiwała sprawność fizyczną poprzez uprawianie sportu – osiedle zapewniało boiska do gry w piłkę nożną i siatkówkę. Rozwijały się też organizacje religijne jak Sodalicja Mariańska czy koła ministrantów. Obchodzone były uroczyście wszystkie święta narodowe i religijne. W teatrze grane były klasyczne sztuki. W świetlicach brak dostatecznej ilości książek nadrabiano głośnym czytaniem lektury. Pomimo trudności językowych rozwijały się kontakty pomiędzy Polakami a miejscową ludnością – do tej pory niezwykle mile wspominane przez obie strony.
W dniu odzyskania przez Indie niepodległości 15 sierpnia 1947 r. w osiedlu Valivade odbyła się wielka, wspólna, radosna uroczystość indyjsko-polska, zakończona wspólnym posiłkiem Polaków i Indusów na jednej z głównych ulic Valivade.
W latach 1946 – 1948 rozpoczęła się kolejna podróż małych tułaczy, którzy spędzili na indyjskiej ziemi najpiękniejsze (jak sami mówią) lata swojego dzieciństwa. Stopniowo likwidowano obozy w Balachadi, Valivade i pomniejszych ośrodkach – część pensjonariuszy wyjeżdżała do Anglii w ramach projektu łączenia rodzin z ich najbliższymi z armii polskiej – Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, część emigrowała z rodzinami lub bez dalej w świat. Niewielka część, jedynie około 500 osób, powróciła do komunistycznej już po II wojnie światowej Polski.
Po wyjeździe Polaków mieszkańcami osiedla w Valivade zostali uchodźcy z Pakistanu. O obecności Polaków w tym miejscu przypomina dzisiaj cmentarz w dzielnicy Friends Colony z 78 polskimi grobami, który w 2014 r. na zlecenie władz polskich został pięknie odrestaurowany. Niewielkie, kamienne płyty z nazwiskami pochowanych przypominają, że spoczywają w Kolhapur ci, którzy uciekli ze Związku Radzieckiego, jednak nie dane im było dotrzeć do Ojczyzny – pozostali na zawsze w Indiach. O uchodźcach i ich podziękowaniu za przyjazne przyjęcie na ziemi indyjskiej przypomina również obelisk, umieszczony w parku Mahaveer Garden. Pomnik z orłem na szczycie został ufundowany przez stowarzyszenie dawnych Polaków przebywających jako uchodźcy w czasie II wojny światowej w Indiach – „Koło Polaków z Indii 1942-1948” w pięćdziesiątą rocznicę opuszczenia Valivade przez ostatnią grupę polskich uchodźców w 1948 roku. Oba obiekty, cmentarz i obelisk, znajdują się obecnie pod opieką Państwa Polskiego.
ZJAZDY I POWROTY
Polacy, którzy przebywali w czasie II wojny światowej jako uchodźcy w Indiach, po powrocie do odmienionej komunizmem, ale jednak Polski czy też odnalezieniu swej nowej ojczyzny gdzieś w świecie, pozostawili w swym sercu ogromny sentyment do Indii. Wdzięczność za okazaną pomoc sprawiła, że stali się z czasem wielkimi ambasadorami Indii, niezależnie od tego gdzie zaniósł ich los.
Początkowe lata po wojnie dawnym „Indianom” (jak siebie nazywają) mijały na sprawach osobistych. Po pewnym jednak czasie zaczęli tęsknić nawzajem za sobą – zawiązanymi przyjaźniami, przeżyciami ze szkoły czy harcerstwa, wspólnymi wspomnieniami z tułaczki, a potem życia w Indiach. Stąd też pierwsze nieformalne spotkania dawnych mieszkańców osiedli Balachadi czy Valivade miały miejsce poza Polską już od roku 1954, by ostatecznie stać się cyklicznymi zjazdami „Indian” począwszy od roku 1971 w Londynie, a także w Kanadzie (1978 r.). W tym czasie w komunistycznej Polsce niemożliwa była żadna forma zrzeszania się, stąd utrudnione były wszelkie zorganizowane w większej grupie spotkania. Okazją do wspólnego zobaczenia się obu grup – z Polski i zagranicy – w Kraju była zmieniająca się sytuacja w Polsce ze względu na ruch „Solidarności” i wspólna pielgrzymka „Indian” na Jasną Górę w 1980 r. Korzystając ze zmian w Polsce dawni wychowankowie osiedla w Balachadi mieszkający w kraju założyli następnie w latach 80-tych „Klub Jamnagarczyków” przy Towarzystwie Przyjaźni Polsko-Indyjskiej. Niezapomnianym dla wszystkich był Światowy Zjazd zorganizowany w Rzymie w 1989 r. z wizytą u papieża-Polaka Jana Pawła II.
Przełomowym rokiem dla „Indian” był rok 1990 – stworzenie oficjalnej organizacji dawnych uchodźców polskich w Indiach – „Koła Polaków z Indii 1942-1948” założonego początkowo w Londynie, a następnie także w Polsce, USA, Kanadzie i Australii. Poza względami towarzyskimi i wspomnieniowymi „Koło” przyjęło za jedno ze swych najważniejszych celów istnienia tworzenie historycznego archiwum losów Polaków w Indiach w czasie i po II wojnie światowej. Owocem tej pracy stać się miała niebawem obszerna publikacja „Polacy w Indiach 1942-1948” wydana w jęz. polskim i angielskim oraz cyklicznie wydawany do chwili obecnej biuletyn „Koła”. Od roku 1990 „Indianie” spotykają się regularnie co dwa lata na światowych zjazdach w Polsce lub Wielkiej Brytanii. Stale łączy ich pamięć tamtych lat, więź z Indiami.
Przejawia się ona także powrotami do miejsc zapamiętanych w czasie wojny. Pierwsza grupa dawnych deportowanych na Syberię, a następnie polskich uchodźców w Indiach – mieszkańcy sierocińca w Balachadi powracają do Indii w 1985 r. Owocem ich pierwszej wizyty jest kolejna w 1989 r. z odsłonięciem tablicy pamiątkowej w Jamnagarze z podziękowaniem ziemi indyjskiej – „dobrej ziemi” za gościnę polskich dzieci, okazaną dobroć. Dawni mieszkańcy osiedla w Valivade powracają do niego po raz pierwszy w 1994 r., by już w 1998 r. odsłonić w Kolhapur pomnik upamiętniający pobyt 5000 Polaków w latach 1942-48 na tym terenie. Kolumna zwieńczona figurą polskiego orła stanowi jak określił ją Maharadża Kolhapur Chhatrapati Shahu „pomnik zwycięstwa dobra nad złem i przyjaźni polsko-indyjskiej”. Od tamtego czasu dawni mieszkańcy Balachadi i Valivade wracali kilkakrotnie czy to indywidualnie, czy to grupowo do dawnych osiedli – ostatni raz w 2014 r. Wiele jeszcze przed nimi, ich dziećmi i wnukami tych powrotów. Wiele kolejnych osób zarazili tą piękną historią przez lata wytężonej pracy poprzez wystawy, wykłady o swych losach w polskich szkołach, artykuły, książki wspomnieniowe. Indie noszą bowiem stale w swych sercach i są ich niestrudzonymi ambasadorami.
ANETA HOFFMANN, FUNDACJA KRESY HISTORII
WARSZAWA, 2015